............. Strona główna ..... Biblia..... Jan Paweł II..... Centrum Myśli JP2..... Pope to You............. |
Agata DybowskaUśmiecham się do moich cierpieńZ okładki książki Marie - Dominique Poinsenet : "Uśmiecham się do moich cierpień -Taissir Tatios" spogląda pogodna twarz młodego chłopca. W jego uśmiechu jest coś jakby nie z tego świata ...I to właśnie zachęca, by wziąć tę książkę do ręki. "Uśmiecham się do moich cierpień" - słowa te wypowiedział blisko pół wieku temu, chłopiec o trochę dziwnie brzmiącym imieniu: Taissir ... Jest to imię arabskie. Imię, które nosił, Taissir - tłumaczy się jako słowa: - "Olśniewające objawienie", a imię z chrztu świętego "Michał"- jako słowa: "Któż jak Bóg". Michał Taissir Tatios swym codziennym życiem dowiódł znaczenie obu imion i ... "oczarował symfonią swojego pokornego serca". Taissir Tatios to dziecko Wschodu, które żyło zaledwie trzynaście i pół roku. Urodził się drugiego stycznia 1943 roku w stolicy Egiptu, w Kairze. Był Libańczykiem. Rodzice Taissira oboje pochodzenia ormiańskiego, wyemigrowali przed jego urodzeniem z Libanu - kraju położonego nad Morzem Śródziemnym - do Afryki, do Egiptu i zamieszkali w Kairze. Tu wzięli ślub w kościele ormiańskim. Stopniowo jednak zbliżyli się oboje do wiary katolickiej. Czwórkę swoich dzieci ochrzcili już w kościele katolickim. Ojciec Taissira był cenionym artystą. Grał jako pierwszy skrzypek w znakomitej i najmodniejszej wtedy orkiestrze śpiewaka arabskiego Abd-el Wahaba. Był wielkim muzykiem. Matka rodziny, Marcelina, początkowo zajmowała się domem i wychowaniem czwórki swoich dzieci córek- Hody i Mony oraz synów - Taissira i Munira, ale ponieważ zarobki męża niewiele znaczyły w rodzinny budżecie, musiała podjąć pracę poza domem. Do drzwi państwa Tatios można było zapukać o każdej porze. Otwarci, pełni zaufania do ludzi zjednywali sobie wkoło przyjaciół. W takiej atmosferze dobroci i serdeczności dla innych wzrastał Taissir. W październiku 1948 roku, pięcioletni Taissir zostaje przyjęty do klasy zerowej kolegium jezuickiego. Zarówno w kolegium jak i w domu zachowuje się ... za grzecznie. Tłumaczono to po prostu, jako taki a nie inny temperament. Częściej niż jego rówieśnicy przewraca się na boisku szkolnym, ale jest przecież chłopcem ! Nikt jeszcze tego nie łączy z późniejszą jego chorobą. Poza tym nigdy nie widziano go kłócącego się z nikim. Podobno miał też coś niezwykle pociągającego w spojrzeniu swoich brązowych oczu... Kiedy ma siedem lat, pewnej nocy staje w piżamce przed mamą, która ciągle nie może pogodzić się ze śmiercią swojej córki Hody, obudzony z pierwszego snu woła: "- Mamusiu, mamusiu! Przed chwilą miałem sen. Widziałem Hodę. Nawet nie wiesz, co mi odpowiedziała, kiedy ją zapytałem dlaczego nie jest z nami. Powiedziała mi: Jestem w niebie z Panem Jezusem i Najświętsza Panną. Jestem bardzo szczęśliwa. W niebie jest bardzo pięknie. Powiedz o tym tatusiowi i mamusi. Tatusiowi powiedz także, że jest tam bardzo piękna muzyka". Jego matka jest wtedy bardzo poruszona, zyskuje ponownie - dzięki Taissirowi - wiarę. Tussi - bo tak brzmi zdrobniale jego imię - był niezwykle delikatny i wrażliwy. Zaskakiwał swoimi wypowiedziami. Również i np. taką : "Trzeba przebaczyć. Jeżeli ktoś powie ci coś przykrego, nie zatrzymuj się nad tym". Po śmierci Taissira matka chłopca wyzna: "on mnie przerastał", " przed jego dobrocią mogłam tylko schylić głowę"... Historia życia tego niezwykłego chłopca rozpoczyna się właściwie, gdy wkracza on w wiek ośmiu lat . Wtedy to zostaje rozpoznana u niego nieuleczalna choroba o nazwie: m y o p a t i a, oznaczająca postępujący zanik mięśni, a więc stopniowe unieruchomienie, niemożność chodzenia, leżenie i w końcu śmierć... Stopniowo zabrano mu kule. Trzeba było też odstawić na bok trzykołowy rower ... i zdecydować się na kołowy fotel inwalidzki. Zaczęły się niekończące się dni bezczynności, samotności, szpitali... Pozbawiony tego co wypełnia życie normalnego ośmio-trzynastoletniego chłopca, nie był jednak pozbawiony radości życia, pisał: "Mój Boże jaka radość, że jesteś moim Królem, wierzę nieustannie w Ciebie", "O Jezu, daj mi siłę, niczego nie pragnę, bo jestem chrześcijaninem, " O Jezu, jaki jesteś dobry!". Autorka książki pyta: "czy słowa te nie brzmią jak fragmenty listów św. Pawła ?"... Brzmią. Unieruchomiony przez chorobę, Taissir całe godziny spędzał na balkonie, siedząc - obłożony poduszkami - na kołdrze. Mieszkanie państwa Tatios znajdowało się na niskim pierwszym piętrze, mógł więc on patrzeć na gromadki bawiących się dzieci. Ale Tussi nie chciał się tylko im przyglądać, pragnął przyjaźni... Któregoś dnia, rzucił dzieciom garść cukierków i smakołyków, których to odmawiał sobie od dłuższego czasu. Zobaczył rozjaśnione twarze. Zaczął więc robić to codziennie. Był szczęśliwy. Dzieląc się tym co sam bardzo lubił, odnajdywał przyjaciół. Wieść o nim szybko rozeszła się w ubogiej dzielnicy, a kiedy jego opiekunka czyniła mu wymówki, że oddaje wszystkie swoje dobre rzeczy, Taissir odpowiadał: "Nie potrzebuję tyle, ci tam, na ulicy są biedni. Nie mają nic. Mnie wszyscy rozpieszczają. Oni nie mają nikogo, kto by ich rozpieszczał!". Zastanawiające są dla mnie te słowa ... Bo jak się ma, to chce się mieć więcej i bardzo trudno jest podzielić się z innymi. Zwłaszcza jak się ma niewiele lat i bardzo lubi się np. słodycze, różne smakołyki ... A poza tym, kiedy odczuwa się ból, czy tak łatwo jest widzieć drugiego człowieka i jego problemy ... Kwiaciarz, który znał doskonale Taissira, powiedział o nim: "Był dobry dla wszystkich i wszyscy ludzie go kochali. Dziecko to było wyjątkowe, czuło się, że ma w sobie Allacha". Ostatnie tygodnie życia były prawdziwą męką dla chłopca. Oprócz paraliżu rąk i nóg, oprócz bolesnych odleżyn doznawał jeszcze straszliwych duszności. Skurczony w łóżku, sprawiał wrażenie, jakby nie mógł złapać oddechu. Mimo tych cierpień, ciągle się uśmiechał i nie skarżył się. Do odwiedzających go, mówił: "Nie zostawajcie ze mną. Pospacerujcie sobie. Nie traćcie swego wolnego czasu !". Tylko gdy pozostawał zupełnie sam, cicho jęczał ... Widząc jak matka cierpi przy robieniu mu opatrunków, szeptał troskliwie: "Mamusiu, nie męcz się pielęgnowaniem mnie. Przepraszam , mamusiu, bardzo ciebie męczę"... Trzeciego czerwca 1956 roku, na szesnaście dni przed śmiercią, szepce swoją krótką modlitwę: "Mój Boże, jestem w łóżku i wciąż się uśmiecham do moich wszystkich cierpień, dla Ciebie zapominam o swoim życiu". Jego ciało -jak pisze Autorka - jest już jedną wielką raną od głowy aż po stopy, jakby je żywcem obdarto ze skóry. Było to wynikiem odleżyn. "Moi drodzy przyjaciele: rozumiem was tak jak Jezus, który cierpiał. Krzyczycie, skarżycie się i płaczecie. Bóg jednak chce, abyście zapomnieli o waszych cierpieniach i uśmiechali się, bo On złożył w wasze ręce skarb, w wasze serce niezmierzoną moc miłości, zdolną dźwignąć świat" - Taissir Tatios na kilka dni przed śmiercią. Ostatnią modlitwę dyktuje z największym trudem: " O Jezu, mój Królu, daj mi radość, bo mam zawsze wiarę, braciszku, wielki Królu". Umiera dziewiętnastego czerwca 1956 roku. Na martwym ciele dziecka ktoś położył bukiet białych mieczyków - symbol męczeństwa. Ojciec Taissira - Jakub Tatios powiedział zadziwiające słowa o swoim synu, słowa jakich nie wypowiadają ojcowie o swoich chłopcach w wieku Tussiego: "W Taissirze było coś dziwnego - imponował mi. W moim życiu kłamałem. Nieraz z konieczności , okłamywałem mojego brata. Ale nigdy nie mogłem skłamać Taissirowi. Zresztą imponował wszystkim. Miał w sobie coś odmiennego, coś, czego nie posiadają ludzie z tej ziemi. Kiedy z nim byłem, kochałem go nie tylko tak, jak ojciec kocha syna. To było coś więcej. Dla mnie to było coś innego. Był dla mnie więcej niż dzieckiem. Szanowałem go. Bałem się go. Nie mogłem go okłamywać. Nie ośmielałem się. Była w nim jakaś siła." Bardzo podobnie myślała jego matka: "Taissir imponował mi (...). Czułam, że jest inny, tak bardzo od nas odmienny. Był zbyt wielki dla nas... Nie rozumiałam nic z życia wewnętrznego Tussiego; nie rozumiał tego nikt z wyjątkiem księży". Dlaczego akurat ważną dla mnie osobą jest chłopiec, który urodził się i żył na Bliskim Wschodzie ? Czy mało to mam przykładów świętych w polskim kościele ? Choćby święty Stanisław Kostka ? Myślę, że urzekła mnie historia tego nastolatka. Po prostu... Pomimo niezwykłości jest taka naturalna. Bo jakże dziwne - wręcz irytujące - byłoby to, że ten dzieciak cieszy się ze swojego kalectwa. Uśmiecha się do swoich cierpień... Rodzaj masochizmu ? Otóż nie. W swojej pierwszej modlitwie prosił Boga: "Uzdrów mnie, jeśli chcesz". I to właśnie mnie przekonało : Taissir pragnął uzdrowienia. Ale kiedy nie otrzymał łaski o którą prosił, pytał: "Dlaczego Pan Bóg mnie męczy ? Jeśli Pan Bóg nas kocha, dlaczego każe nam cierpieć ?" lecz zaraz dodawał: "Nie będę się już skarżył" ...modlił się: "Mój Boże, ofiaruję Ci wszystko". Zastanawiające, kto nauczył go takiej czystej wiary ? Przecież "przerastał" swoich rodziców ? Myślę, że to wszystko objawił mu Duch Święty. Taissir pisał: "Wierzę w Ducha Świętego, do którego zawsze się modlę". To On musiał go nauczyć całej tej mistyki : " O Jezu, jaki jesteś dobry! Zasługujesz na pieśń: wstępujmy, wstępujmy do nieba na wieczność całą". Mam takie wrażenie jakbym już gdzieś zetknął się z taką duchowością... Może to słowa świętego Pawła ? Może małej Tereski od Dzieciątka Jezus ? Taissir Tatios nie został uzdrowiony przez Pana Boga, któremu ufał. Mógł się więc obrazić na Niego. Odwrócić się do Boga plecami. Z b u n t o w a ć się. Po prostu. Tym bardziej, że tak wierzył Mu. A tu, całkiem inna postawa! Też już taką poznałem : "Ojcze, jeśli to możliwe, oddal ode mnie ten kielich. Jednak nie moja lecz Twoja wola niech się stanie" - słowa te wypowiedział Chrystus w czasie swojej agonii w Ogrodzie Oliwnym. "Miłość wszystko przetrzyma" - słyszałem to kiedyś w kościele. Rzeczywiście, nie można cierpiąc fizyczny ból , uśmiechać się do swoich cierpień ,bez miłości do Boga... bo właśnie bez Niego jest tylko w takim skrajnym przypadku - rozpacz, bezkresna rozpacz. Ile razy już słyszałem o samobójstwie nieuleczalnie chorych osób ? Chrystus podtrzymuje słabych ... " Przyjdźcie do mnie wszyscy, którzy utrudzeni i umęczeni jesteście a Ja was pokrzepię". Jedynym wytłumaczeniem postawy Taissira - jego uśmiechu do cierpień - jest Chrystus i miłość do Niego . Z tego chłopca, jak mówili świadkowie jego życia, biła ogromna siła. Bo "moc w słabości się doskonali" czytam w Piśmie Świętym. " Mój Boże, mam tylko Ciebie", "nikt nie jest jak Ty"... Myślę o Taissirze, ale mimo wszystko, nie mogę tego pojąć... U mnie wystarczy zwykłe przeziębienie, ból głowy a już wydaje mi się to zbyt męczące... Taissir przed śmiercią - jak podaje Autorka - był jedną wielką raną. A cierpliwie, uśmiechał się. Na miesiąc przed śmiercią napisał: " O Jezu, mój Zbawicielu, moja siło i mój zapale, prawdziwy chlebie mego serca, przyjdź i uczyń sobie w nim mieszkanie, dzisiaj i w każdej godzinie; jaka radość, jakie szczęście!". Prawdziwe życie - wedle słów Chrystusa - mają ci, którzy przyjmują Komunię świętą... Trzy tygodnie przed śmiercią: "Wierzę w Ducha Świętego. Do którego wciąż się modlę. On woła ze mną i mówi, przyjdź Jezu Chryste, oświeć mą duszę", czy: " Jezu, jaki jesteś słodki" - ból nie pozwala mu już utrzymać ołówka... Na półtora tygodnia przed śmiercią, dyktuje modlitwę: " O Jezu, jakże jestem radosny, że Cię przyjmę do mego serduszka czystego i białego. O Jezu, jakże czuję się radosny, dlatego, że przyszedłeś do mojego serca. Daj mi siłę do znoszenia moich cierpień". I na koniec bardzo przejmujące świadectwo szwajcarskiej protestantki, pani Gentil: "Było to trzy dni przed jego śmiercią. Był rozpłomieniony. Siedział na łóżku obłożony poduszkami (...). Otaczało go światło. Nie wyglądało jak słoneczne. Było to światło, którego nie potrafię opisać. Nie wiem, ile czasu to trwało... - Pani Gentil - powiedział chłopiec - widziałem Najświętszą Pannę siedzącą koło pani.", " Był bardzo spokojny i uśmiechnięty. Jeśli chodzi o odleżyny, widziałam je. To było straszne ! Żeby przy takich ranach zachować uśmiech, potrzebne są siły nie z tego świata". Taki uśmiech zachował aż do końca... Po śmierci jego promienny uśmiech - na wszystkich, którzy przyszli go zobaczyć zrobił ogromne wrażenie... |